środa, 25 styczeń 2017 11:06

Ludobójstwo na Wołyniu i w Galicji Wschodniej

Jedyną organizacją legalnie działającą na terenie okupowanym przez Niemcy był powołany w 1940r. Ukraiński Centralny Komitet (UCK). Oficjalnie miał być to organ chroniący ludność ukraińską na zasadzie opieki społecznej. Na jego czele stanął powiązany z OUN były profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Włodzimierz Kubijowicz. Działalność UCK przekraczała jednak znacznie podstawowe swoje założenia. Domagano się wydzielenia w Generalnej Guberni terenu, który Ukraińcy traktowali jako własny etnograficznie. Terytorium to miało być wpierw oczyszczone z ludności pochodzenia polskiego. Kłopotem dla działalności UCK był rozłam, jaki dokonał się w tym czasie w OUN. Rozpoczął się on już w 1938 r., kiedy to NKWD dokonało udanego zamachu na jego przywódcę Jewhena Konowalca. Po śmierci Konowalca w OUN rozpoczęła się walka o przywództwo. Pozostający na emigracji członkowie OUN próbowali na to stanowisko przeforsować kandydaturę Andrzeja Melnyka, zaś ,,młodzi” nacjonaliści działający w Polsce widzieli na tym miejscu Stefana Banderę. Nie pomogło wspólne spotkanie obu kandydatów w lutym 1940 roku. Melnyk odrzucił większość żądań Bandery, dając tym samym początek frakcji rewolucyjnej. Od nazwisk przywódców zwolennicy Melnyka nazywani byli melnykowcami, drudzy zaś banderowcami. Melnykowcy mieli ogromne wpływy na emigracji, ale też zdobyli przychylność UCK (stojący na jego czele Kubijowicz był zwolennikiem Melnyka). Banderowcy natomiast mieli największe wpływy na Kresach Wschodnich. W połowie 1942 r. OUN miało już pewną władzę nad większością ukraińskich organizacji militarnych, działających głównie na Wołyniu i Polesiu. W październiku jeden z leśnych oddziałów przyjął nazwę Ukraińskiej Powstańczej Armii i od tego momentu wszystkie militarne oddziały OUN określone były mianem UPA. 20 marca 1943 roku Szuchenycz miał gotowe plakaty proklamujące powstanie UPA i jej misje: zwalczanie niemieckiego i rosyjskiego imperializmu. Apetyt nacjonalistów na resztę policjantów zaostrzył się: 4 kwietnia OUN-B obiecała śmierć (,,rewolucyjne trybunały”) tym Ukraińcom, którzy pozostali w służbie niemieckiej. Pewien oficer UPA oceniał potem, że 50% tych, którzy zaciągnęli się wtedy do UPA czynili to z przymusu. W ten sposób setki, a nawet może kilka tysięcy Ukraińców wstąpiło na początku kwietnia do UPA. Niemiecki komendant policji meldował zwierzchnikom, że traci jeden oddział za drugim. Celem ataków partyzanckich UPA stały się hitlerowskie jednostki administracyjne, posterunki policji, transporty żywności. OUN oczywiście nie zapomniało, że jednym z podstawowych celów jej działalności jest likwidacja ludności polskiej oraz usunięcie wszelkich śladów polskości na Wołyniu i Galicji Wschodniej. Nie jest do końca jasne czy Ukraińcy mieli zamiar porozumieć się z Polakami bez przelewu krwi. Faktem jest, że odnotowano kilka przypadków wzajemnych rozmów - głównie między banderowcami, a ZWZ-AK. Ukraińcy chcieli uzyskać gwarancję, że strona polska po zakończeniu wojny nie będzie rościła sobie praw do spornych terenów Ukrainy Zachodniej. Z kolei przebywający na emigracji rząd polski sugestie te odrzucił. Dlatego też rozmowy nie przyniosły efektów. Tymczasem, dwóch oficerów polskich, którzy chcieli nawiązać rozmowę pokojową w 1943 r. z siepaczami UPA zostało ,,rozerwanych końmi”.
Bezpośrednim impulsem walki z żywiołem polskim stał się rozkaz głównego dowódcy UPA Kłyma Sawura (Dmytro Klaczkiwśkij), zlikwidowania wszystkich Polaków - zarówno mężczyzn jak i kobiet, dzieci, starców. Rozpoczęła się masowa eksterminacja, która objęła swoim zasięgiem Wołyń, a następnie Galicję Wschodnią. W dokumencie „Walka i działalność OUN podczas wojny” (będącym uzupełnieniem programowych dokumentów Bandery z kwietnia 1941r.) w podrozdziale „Polityka w stosunku do mniejszości” zawarte są następujące wskazówki: ,,Mniejszości narodowe dzielą się na: a) nam przyjazne, a więc zniewolonych dotychczas narodów i b) wrogie jak np.- Moskali, Polaków, Żydów [...].Niszczyć w walce szczególnie tych którzy bronią reżimu. Przesiedlać na ich ziemie, niszczyć głównie inteligencję, której nie wolno dopuszczać do żadnych urzędów. [...] Asymilacje Żydów wyklucza się”. A w punkcie „Ogólne przypomnienia” nakazuje się: ,,a) Nasza władza musi być straszna dla przeciwników. Terror dla obcokrajowców - wrogów i swoich – zdrajców - twórcza wolność, powiew nowych idei Ukraińca - włodarza własnej ziemi musi przejawiać się z każdego czynu, w każdym kroku”. Realizacja tej politycznej koncepcji OUN rozpoczęła się nie w Galicji, gdzie znajdował się główny ośrodek dyspozycyjny niepodległościowego ruchu ukraińskiego, lecz na Wołyniu. Stało się tak z kilku powodów. Po pierwsze żywioł polski w Galicji był znacznie silniejszy niż na Wołyniu. Po drugie na Wołyniu istniały dogodne warunki prowadzenia działań partyzanckich. Po trzecie akcje antypolskie na terenie Galicji, która wchodziła w skład GG musiały siłą rzeczy zakłócić normalne funkcjonowanie administracji, a więc wiązały się z ostrzejszymi sankcjami ze strony Niemców. Po czwarte – na Wołyniu, w powiecie sarneńskim, już od jesieni 1941r. działały zorganizowane oddziały ,,Tarasa Bulby” Borowica, zwane Poliśka Sicz, które testowały swoje zbrodnicze możliwości na Polakach. Według jednego z przywódców OUN-B Mykoły Łebedia, galicyjskie oddziały nie przystąpiły do walki przede wszystkim ze względów taktycznych. Lepiej zorganizowane, zachowały spokój aby chronić Galicję jako bazę dla kadr dowódczych, broni i medykamentów. W latach 1942-1944 Wołyń stał się terenem na którym OUN-B konsekwentnie realizowało swoją zbrodniczą działalność, zmierzającą do eliminacji ludności polskiej. Pierwsze antypolskie wystąpienie miało miejsce w Klewaniu 16 lipca 1942 r. Nacjonaliści rozwiesili antyniemiecką odezwę w języku polskim. W skutek tej prowokacji następnego dnia Niemcy rozstrzelali kilkudziesięciu Polaków. Była to współpraca policji ukraińskiej z Niemcami. Już wtedy zauważono wiele przypadków ukraińskiego terroru. Ginęły wtedy pojedyncze osoby
i pojedyncze rodziny. Do pierwszych masowych mordów na ludności polskiej doszło w lutym 1943 roku w powiatach sarneńskim, kostopolskim, równeńskim, zdołbunowskim i krzemieńskim. Tereny te były zamieszkałe głównie przez ludność polską i żydowską. Wówczas swoje ludobójcze działania rozpoczęła UPA Tarasa Bulby. Wielu świadków w relacjach, szczególnie z północno-wschodnich powiatów Wołynia używało nazwy ,,bulbowcy”. Ukraińcy przezywali ich ,,bulboszki” (w luźnym tłumaczeniu- kartoflarze) wskazując na nich jako morderców ludności polskiej. Wiosną 1943 r. nastąpił burzliwy rozwój oddziałów partyzanckich ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu. Obok działających już od 1942 r. oddziałów Tarasa Bulby, które używały nazwy UPA, tworzono Oddziały Wojskowe OUN-B oraz Oddziały Wojskowe OUN-M. W marcu 1943 r. z rozkazu kierownictwa OUN-B kilka tysięcy ukraińskich policjantów przeszło do lasu z pełnym uzbrojeniem. Formacje tej policji, w okresie służby u boku niemieckiego okupanta uczestniczyły w likwidacji Żydów na Wołyniu. Na terenie Wołynia działały także bojówki i Służba Bezpieczeństwa OUN oraz Samoobronni Kuszczowi Widdiły. W razie potrzeby wspierały działanie UPA. Od połowy 1943 roku banderowcy przystąpili do likwidacji innych oddziałów, siłą i podstępem rozbrajając sotnie innych ugrupowań i po zreformowaniu wcielając do swoich jednostek. Przeciwników likwidowano skrytobójczo przy pomocy SB. Spotkało to także oddziały UPA-,,Tarasa Bulby”. W ten sposób doszło do utworzenia jednolitej UPA pod kierownictwem najbardziej agresywnego, nacjonalistycznego odłamu OUN Niepodległościowców - Państwowców (OUN-SD). Ukraińska Powstańcza Armia
w liczbie 20 tys. kontrolowała już wszystkie miejscowości na Wołyniu a także organizowała komórki wywiadowcze w całym regionie. W czerwcu 1943 roku akcja antypolska rozszerzyła się na powiaty: dubieński i łucki, w lipcu objęła powiaty: horochowski, włodzimierski i kowelski a w sierpniu także powiat lubomelski. W połowie lipca 1943r eksterminacja Polaków osiągnęła apogeum. Była to ,,Akcja na Petra i Pawła”, która objęła cały Wołyń. Szczególnie krwawy był 11 lipca 1943 roku kiedy oddziały UPA przy aktywnym wsparciu miejscowej ludności ukraińskiej, o świcie, otoczyły i zaatakowały wsie i osady polskie jednocześnie w trzech powiatach: horochowskim, włodzimierskim i kowelskim. Doszło do krwawej rzezi i zniszczeń. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, noży, płonęły wsie. Dla Polaków mieszkających we wschodnich powiatach Wołynia był to pogrom, który przyniósł ogromne cierpienia i straty materialne. A oto co zapamiętał Stanisław Filipowicz: ,,11 lipca 1943 roku w Porycku, w kościele pod wezwaniem św. Trójcy, sotnia Kurenia Zawidowskiego zamordowała 220, a może i więcej osób. To była tragedia ludzi, którzy tu mieszkali - wspomina Stanisław Filipowicz, który jako jeden z nielicznych Polaków przeżył rzeź. Ksiądz Bolesław Szawłowski, proboszcz parafii, powiadomiony przez miejscowego Ukraińca Kułaja, że może dojść do napadu, próbował ostrzec ludzi aby nie przychodzili na sumę. Ale jedni nie uwierzyli a inni nie zdążyli się dowiedzieć. Byłem ministrantem ale tej niedzieli nie uczestniczyłem w celebrze, przyszedłem do kościoła z matką, siostrami Józefą i Genowefą oraz pięcioletnią siostrzenicą Jadwigą Piątkowską - opowiada Filipowicz. Przed rozpoczęciem nabożeństwa weszli do kościoła trzej Ukraińcy z okolicy, prawdopodobnie w celach rozpoznawczych. Ludzie wiedzieli, że to nacjonaliści z UPA, która urosła w siłę. Otwarcie już głosiła ,,smert Lacham” i napadła na Polaków. W kościele zaczęła się panika. Ludzie próbowali uciekać, ale budynek był już otoczony, ostrzelano ich z karabinów maszynowych i ręcznych. Zaczęli się cofać, kryć za filarami, ale Ukraińcy strzelali przez otwarte drzwi kościoła. Wybuchła panika. Zgubiliśmy się z siostrami, zostałem tylko z matką - pamięta Filipowicz. Po chwili napastnicy weszli do środka, stanęli obok ołtarza rzucali granaty i z karabinów ostrzeliwali Polaków. Wreszcie zaczęli chodzić wśród leżących i dobijać rannych strzałem w głowę Leżałem zasłonięty ciałem matki, udawaliśmy martwych. Nie wiedziałem, że mama jest śmiertelnie ranna. Filipowicz pamięta, że poczuł duszący dym, to banderowcy podpalili przyniesioną do kościoła słomę, próbowali spalić świątynię. Nie chciałem spłonąć żywcem, prosiłem matką żebyśmy uciekali, wolałem, żeby mnie rozstrzelali podczas ucieczki, niż umierać w ogniu. Modliłem się żeby mnie nie dręczyli. Zaczęliśmy uciekać, ale matka upadła, ostrzał trwał, nie wiedziałem co robić, upadłem choć nie byłem ranny, potem - czołgając się - cofnąłem się do kościoła. Zobaczyłem, że ludzie odsuwają płytę grobowca Czackich, odruchowo chciałem się tam schować. Ale przez głowę w tej samej chwili przebiegła mi myśl, że z grobu się nie wraca”. Do roku 1944 Wołyń stał się areną bestialskich mordów na ludności polskiej. Wiele meldunków zarówno niemieckich jak i radzieckich stwierdza całkowitą winę Ukraińców. Według nich banderowcy ,,zarąbywali” tysiące spokojnych Polaków. Zbrodnie były przeprowadzane z niespotykanym okrucieństwem wobec ofiar, którym wykręcano ręce, wykłuwano oczy, obcinano palce, uczy, nadziewano na płoty i widły a nawet żywego człowieka obdzierano ze skóry. Zwyrodnialcy byli bez skrupułów - zabijali nawet dzieci w kołysce. Znane są liczne przypadki mordowania przez ukraińskich mężów ich polskich żon. Potwierdza to mjr. Tadeusz Persz w udzielonym mi wywiadzie. Mówi: ,,...dochodziło do takich sytuacji, że jeżeli Ukrainiec pojął za żonę Polkę to musiał ją zabić a jeżeli tego nie zrobił to nacjonaliści, stosujący metodę zbiorowej odpowiedzialności, mordowali całą jego rodzinę”. Akcja ta miała służyć czystości krwi ukraińskiej, a wzorowana była na niemieckich ustawach norymberskich i ,,kryształowych nocach”. Dowódca zgrupowania sowieckich oddziałów partyzanckich - Aleksy Fiodorow w swoim sprawozdaniu do Nikity Chruszczowa pisze: ,,Ukraińcy prowadzą dziką, krwawą rozprawę, niszcząc całkowicie ludność polską i żydowską. Palą, zabijają, rąbią toporami”. Pod naciskiem frontu wschodniego oddziały UPA przeszły z Wołynia do przyległych północnych rejonów województwa lwowskiego i tarnopolskiego. Od marca 1944 r. przez całą Galicję Wschodnią przetoczyła się fala rzezi ludności polskiej, w której uczestniczyły duże siły UPA wsparte przez miejscową ukraińską ludność. Dowództwo Lwowskiego Okręgu AK oceniło liczbę ofiar w styczniu, lutym i marcu 1944 r. na co najmniej 6-8 tys. Ukraiński historyk Lew Szankowśkij podał, że w pierwszej połowie 1944 r. oddziały UPA przeprowadziły na terenie Galicji 201 antypolskich akcji, w których zginęło 5100 Polaków. Na terenach Galicji oddziały UPA wspomagane przez Niemców, plądrowały polskie wsie, rabowały dobytek, mordowały ludność. W marcu 1944 r. banda ukraińska dokonała potwornej rzezi Polaków w Podkamieńcu, w którym nacjonaliści ukraińscy grasowali bezkarnie przez 5 dni. Oddziały UPA, które od 1944 r. rozprzestrzeniły się na terenie Galicji przygotowane były do ostatecznego rozwiązania sprawy polskiej. Wzorce czerpano z działalności III Rzeszy, która z powodzeniem realizowała Endlösung czyli ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Wstępem do tej akcji były masowe rozstrzeliwania Żydów na Kresach Wschodnich, w których to akcjach ochoczo brali udział Ukraińcy. Celem UPA było wyzwolenie Ukrainy do Sanu i zniszczenie ludności polskiej na tym obszarze.

Polska ludność Wołynia i samoobrona ludności polskiej w Galicji Wschodniej weszła w rok 1943 nie przygotowana do przeciwstawiania się ludobójcom. Istniejąca od 1942 r. wśród wąskiego grona Polaków konspiracja ZWZ była nastawiona na przygotowanie ludności do walki z Niemcami, a nie z Ukraińcami. Nie dostrzegano jeszcze wtedy, że największym zagrożeniem dla Polaków jest nacjonalizm ukraiński. Po za tym było zbyt mało ludzi o doświadczeniu wojskowym i przywódczym, którzy byliby zdolni pokierować samoobroną, gdyż większość elit wyeliminował Związek Radziecki w latach 1939-1941. Istotnym problemem był również brak broni i amunicji, której ludność polska w latach 1939-1942 nie gromadziła w obawie przed utratą życia i represjami. Tylko pojedyncze osoby posiadały głęboko ukryte pojedyncze sztuki broni palnej, z minimalną ilością amunicji (znany jest przypadek gdy w polskich bazach samoobrony posługiwano się atrapami karabinów wykonanymi przez miejscowych stolarzy, miały one wprowadzić w błąd napastników). Elementem utrudniającym zorganizowanie samoobrony była też postawa wiejskiej starszyzny, która z jednej strony nie doceniała zagrożenia, a z drugiej strony uważała, że pojawienie się jakiejkolwiek grupy obronnej rozdrażni Ukraińców i pogorszy sytuację (tak było w Budach Ossowskich). Ponadto dość powszechne było przekonanie, że Ukraińcy nie mają powodów mordować Polaków, bo jako sąsiedzi i współmieszkańcy tej samej ziemi nie uczynili nic, czym mogliby narazić się Ukraińcom. W takiej sytuacji ludność polska była bezbronna wobec morderców gdyż nie przeczuwała ich nagłego ataku. Pierwsze formy obrony powstały dopiero w 1943 r. Przybrały one dwie formy: samoobrona, czyli grupy, oddziały, placówki, ośrodki i bazy oraz oddziały partyzanckie. Samoobrona była to zorganizowana i uzbrojona w broń palną grupa ludzi kierowana przez jedną osobę lub komitet samoobrony. Bywało, że zespoły polskich osiedli powiązane były wspólnym systemem obronnym, wzajemnie się wspierały i podejmowały wspólne akcje (np. Przebraże dowodzone przez Henryka Cybulskiego czy Huta Stępańska w pow. kostopolskim). Jestem w posiadaniu pisemnej relacji, uczestnika polskiej samoobrony na Wołyniu w Hucie Stępańskiej, pana Mariana Janickiego ps. Mańcio - żołnierza 27 Wołyńskiej Dywizji AK. „Huta Stępańska była jednym z największych polskich ośrodków samoobrony na Wołyniu. W lipcu 1943r. zgromadziło się tam ok. 3000 Polaków. Nocą z 16 na 17 lipca Ukraińcy jednocześnie napadli na polskie ośrodki samoobrony w powiatach: łuckim, sarneńskim i kostopolskim. Napór upowców i miejscowej ludności ukraińskiej wytrwała tylko Huta Stępańska. Ocalała ludność okolic, wycofywała się i chroniła w Hucie Stępańskiej. Walka z przeważającymi siłami ukraińskimi (6000 żołnierzy i ,,czerni”) trwała dwa dni. Odparto cztery zmasowane ataki. Sukces ten był możliwy jak pisze pan M. Janicki dzięki poświęceniu i sprawnemu dowodzeniu przez por. Władysława Kochańskiego ps. Bomba - Wujek, ofiarności i bohaterstwa obrońców. Po 20 lipca 1943r. bez szans na przetrwanie, zarówno oddział jak i ocalała ludność w sposób zorganizowany; kolumną składającą się z kilkuset wozów, które załadowane kobietami, dziećmi, rannymi i starcami wycofywały się bez większych strat do linii kolejowej- Rafałówka, Grabina, Antonówka, Sarny- jak pisze pan Marian Janicki.”
Placówki samoobrony powstawały w polskich wsiach, koloniach i osiedlach, gdzie mieszkała przytłaczająca liczba Polaków. Tam gdzie było odwrotnie, Polacy byli całkowicie bezbronni wobec żywiołu ukraińskiego. W większości placówek grupa samoobrony liczyła kilku czy kilkunastu mężczyzn, którzy nocami pełnili warty i patrolowali teren wsi czy kolonii. Nie wszyscy posiadali broń palną. Ich rola obronna sprowadzała się głównie do roli alarmu, który podrywał mieszkańców do ucieczki oraz ostrzeliwania napastników, dzięki czemu ludność miała więcej czasu na ukrycie się i przez to było mniej ofiar. Samoobrona istniała na terenach wiejskich i w małych miasteczkach. Natomiast w miastach była rzadkością ze względu na obecność władz niemieckich. Pierwsze grupy samoobrony, o czym już wcześniej pisałam, powstały w powiecie łuckim w styczniu 1943 r. Była to wspólna samoobrona kolonii Zalesie i Zaułek, zorganizowana prawdopodobnie pod wrażeniem wymordowania przez policjantów ukraińskich (pod dowództwem Niemca) w listopadzie 1942r. pojedynczych osób i rodzin. Nasilenie się napadów ukraińskich wywołało zawiązywanie się wielu placówek samoobrony. Część z nich była niszczona przez UPA, część sama rozwiązywała się ale powstawały też nowe. Czas trwania placówek był różny od jednego miesiąca do prawie roku. Najdłużej działał ośrodek samoobrony Jagodzin-Rymacze w powiecie lubomelskim, bo aż do lipca 1944 r. Maksymalna liczba istniejących jednocześnie placówek samoobrony, samodzielnych i wchodzących w skład ośrodków (baz) wynosiła 128 w lipcu 1943 r. Dopiero w drugiej połowie 1943 roku, Armia Krajowa Okręg Wołyń zorganizowała oddziały partyzanckie, które choć z założenia były przeznaczone do walki z Niemcami, to w sytuacjach masowej eksterminacji musiały bronić ludności polskiej przed upowcami. Przetrwanie większości ośrodków samoobrony było możliwe dzięki związaniu ich, choćby przez krótki okres czasu z działaniami polskiej partyzantki. Istniały również małe oddziałki partyzanckie liczące ok. 30-40 osób, które w drugiej połowie 1943 r. chroniły ludność polską w małych osiedlach (tak było w okolicach Lubomirki). Ośrodki samoobrony gromadziły uciekinierów z okolicy, ewakuowały zagrożoną ludność, udzielały pomocy napadniętym osiedlom oraz organizowały zaopatrzenie w żywność. Niektóre, oprócz odpierania napadów dokonywały wypadów na zgrupowania upowskie. Do najsilniejszych ośrodków samoobrony należały: Pańska Dolina, Huta Stara, Zasmyk, Przebraże, Różyszcze, Antonówka Szepalska, Bielin-Spaszczyzna, Jagodzin-Rymacze. Mniejszość polska na obszarze Wołynia, nie była w stanie przeciwstawić się skutecznie większości ukraińskiej (która w zakresie zwalczania Polaków nie tylko działała samodzielnie ale i współpracowała z okupantami) bez pomocy zewnętrznej, a tej w zasadzie nie było. Taki stan rzeczy zmuszał komendy terenowe AK do organizowania czynnych akcji przeciw banderowcom. Ten cel i zadania stawiano równorzędnie co do ważności z przygotowaniem powstania powszechnego. W połowie 1943r. komendant Okręgu AK Wołyń wydał rozkaz w sprawie tworzenia lotnych oddziałów partyzanckich pod maskującą nazwą ,,wołyńska samoobrona”. W styczniu 1944 powołano do istnienia 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK, która podjęła walkę z bandami UPA. Komendant okręgu rozkazywał: ,,zalecam prowadzenie walki z grupami ukraińskimi z całą bezwzględnością. Dla morderców kobiet i dzieci nie ma litości i pobłażania. Walki tej nie chcieliśmy, pragnąc żyć w sąsiedzkiej zgodzie z ludnością ukraińską Wołynia. Stało się inaczej nie my chcieliśmy tej krwi.” I dalej: ,,... nie odwzajemniajmy się w walce mordami kobiet i dzieci ukraińskich.” Oto co mówi po latach mjr. Tadeusz Persz, dowódca plutonu, żołnierzy 27 Wołyńskie Dywizji Piechoty:,,...po klęsce wrześniowej, Ukraińcy szybko rozpoczęli współpracę z Niemcami i zaczęły się tworzyć oddziały SS-Galicja. Niemcy bardzo chętnie wcielali do swojego wojska Ukraińców, których szkolili i mundurowali. W chwili kiedy próbowałem przedostać się ze Lwowa do rodzinnego Kowla zostałem złapany w miejscowości Mosty Wielkie przez Ukraińców z SS-Galicji. Więziony dwa miesiące byłem świadkiem wielu okrucieństw, których dokonywali nacjonaliści Ukraińscy w służbie niemieckiej. Gdy dojechałem do Kowla dowiedziałem się, że w mieście istnieją komórki tajnej organizacji polskiej -,,Polska zbrojna” do której przystąpiłem. W 1942 r. złożyłem przysięgę na AK. Zostałem przydzielony do oddziałów Zbigniewa Twardego ,,Trzaska”. Dowódcami oddziałów AK w Kowlu byli cichociemni. Zostałem dowódcą plutonu ,,Spec”. Do zadań ,,speca” należała obrona ludności polskiej przed Ukraińcami, likwidacja w ukraińskich wsiach piekarni, masarni, składów broni. Akcje takie miały miejsce w rok 1942/43 i nie miały na celu mordowania ludności ukraińskiej. Były to tak zwane walki wypadowe. Walki z UPA prowadzone były również na polu walki, na której rozwijała się strzelanina, w wielu takich walkach uczestniczył mój pluton. Zdarzały się również niefortunne wpadki, kiedy to w 1944 roku mój oddział idący na akcję został ostrzelany przez partyzantkę sowiecką, którą zmyliły niemieckie mundury”.
W Galicji Wschodniej 1944 r. Komenda Okręgu Lwowskiego AK skoncentrowała swoją działalność w pierwszej kolejności na organizowaniu samoobrony. Wzorem Wołynia tworzono z kilku wsi położonych obok siebie punkty obronne lub bazy. Z końcem marca 1944 r. rozpoczęto formowanie oddziałów partyzanckich, które miały współdziałać z bazami samoobrony od zewnątrz. Nie ulega wątpliwości, że samoobrona w Galicji była o wiele lepiej zorganizowana niż na Wołyniu. W okresie najstraszliwszych mordów sporadycznej pomocy udzielali Polakom Ukraińcy. Najczęściej były to osoby starszego pokolenia, członkowie związków religijnych i sekt, którym zasady wiary nakazywały miłość bliźniego ponad jakiekolwiek interesy grupy i nie pozwalały na uczestnictwo w mordach. Stefania Budzińska tak wspomina po latach:,,...w czasie mordowania na Aleksandrówce siedzieliśmy w stodole u Ukraińca Atabasza. Bandyci podeszli pod stodołę i chcieli dostać się do środka, ale Atabasz im powiedział, że: Lachy buły wczora i wze wijichały”. Gdy odeszli, to Atabaszowa powiedziała: uciekajcie przez błota, tedy na Barabandę, potem na Kupiczów i dalej do swoich Polaków, albo na Takaczyn i do Kowla”. Ukraińska pomoc przybierała różne formy tj. ostrzegali przed napadami, ukrywali Polaków ocalałych po akcjach pacyfikacyjnych, udzielali rannym pomocy, przewozili ich do szpitala lub do lekarza, pośredniczyli pomiędzy ukrywającymi się a poszukującymi ich członkami rodziny, przewozili z miejsc ukrycia do miasta, wskazywali bezpieczne drogi ucieczki, przebierali w ukraińskie ubiory dla ułatwienia ucieczki, wspomagali żywnością, wskazywali rodzinom gdzie znajdują się zwłoki ich bliskich i udzielali wiadomości o okolicznościach ich śmierci, pomagali w grzebaniu zamordowanych, opiekowali się zagubionymi dziećmi i sierotami, dostarczali zagubione dzieci ich rodzinom itp. Należy podkreślić, że pomoc ta niejednokrotnie była udzielana z wielkim poświęceniem, zawsze wiązała się z narażeniem życia. Stanisława Sławińska wspomina po latach:,,...Gdy ustał ruch patroli UPA wtedy nie wiedzieliśmy, że oni są zajęci mordowaniem w Woronczynie, Aleksandrówce i Adamówce. Suwa Kowtoniuk, który nas przechowywał u siebie w stodole lub zbożu, po południu wziął kosę na plecy i poszedł przez swoje pole i łąkę, przeskoczył przez rów i zniknął w lesie. Po godzinie wrócił i powiedział: Idem...Można...”.